A po co w ogóle ten blog?
Od maleńkości lubiłam sobie pomaszkecić – w tym spora zasługa Dziadków, którzy podtykali wnusi różne smakowitości (maszkety właśnie) oraz niechęci Rodzicieli do kuchni powtarzalnej co tydzień - „po daniu dzień tygodnia poznacie” jest mi filozofią całkowicie obcą. Potem nałogi z dzieciństwa dźgnęła Pani B., która pokazała, że i w młodym wieku można tworzyć maszkety własnymi siłami. „Kropkę nad i” postawił Współmaszketnik, z którym to często wspólnie odkrywamy nowe smaczki. I tymi smaczkami chcę się podzielić, bo język giętki nie tylko kubkami pokryty, ale też chce wyrazić, co pomyśli brzuch. Zapraszam zatem do subiektywnego bloga opinii kulinarnych dzieł cudzych i własnych.
Słowem wprowadzenia:
*maszkety – różne smakowitości
*pomaszkecić sobie – skubnąć tego i owego, pysznego, niekoniecznie ku zaspokojeniu głodu, raczej ku zaspokojeniu podniebienia i kubków smakowych
*Współmaszketnik – osoba towarzysząca w kulinarnych odkryciach
*Maszketnik – osoba, która lubi sobie pomaszkecić :)
Do jedzenia gotowi? Smacznego!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz